Klub Muzyki i Literatury we Wrocławiu zaprasza na wystawę rzeźb Mariana Skowrona poświęcona stuleciu odzyskania przez Polskę niepodległości
Udostępnienie 11 listopada (niedziela) 2018 roku o godz. 10.00 Prace eksponowane w sali koncertowej Klubu MiL do 7 stycznia (poniedziałek) 2019 roku od. pon. do piątku w godz. od 10.00 do 18.00 w soboty od 12.00 do 18.00 Wstęp wolny. Zapraszamy
Plakat [pdf]
Płaskorzeźby w drewnie lipowym przedstawiają ważne postacie związane z historią państwa polskiego
Marian Skowron urodził się na Lubelszczyźnie w 1947 r. Dziadek od sąsiadów zabijał czas rozmowami o życiu i rzeźbiąc w kamieniu wapiennym. Ale sięgał też po drewno. Trąbki, gwizdki i pasterskie trąby najlepiej dziadkowi robiło się z iwy, czyli jednego z gatunków wierzby. Dziadek rzeźbił i opowiadał małemu Marianowi o I wojnie światowej, którą znał z autopsji.
Między innymi o tym, jak trafił do Kazachstanu na terenie Rosji. Przy tym nie używał słowa „uciekinierzy” lecz słowa ,,bieżyńcy".
Lubelszczyzna to miejsce, gdzie wschód spotykał się z zachodem. W 1944 r. wszystko się wymieszało. Ukraińców mieszkających na Lubelszczyźnie Sowieci przesiedlili na Wołyń, a z Wołynia zaczęli przesiedlać na Lubelszczyznę Polaków. To była pierwsza wielka fala przesiedleń. Sięgała do linii Wisły, gdzie stał front. Tak rodzina Mariana Skowrona, która miała duże gospodarstwo rolne na Wołyniu, trafiła na Lubelszczyznę. Ale bez ojca, który poszedł z II Armią Wojska Polskiego wyganiać z Polski Niemców. Szedł przez m.in. Oleśnicę i Trzebnicę, dotarł w rejon Drezna i Lipska. Zobaczył na Dolnym Śląsku bogate gospodarstwa rolne, oczy się mu zaświeciły, zaczął po powrocie namawiać żonę, by rodzina przeniosła się na Ziemie Odzyskane. Nie chciała się przesiedlić, mimo rządowej propagandy, że to ziemie, które nam się należą, bo były piastowskie. Ze Skowronami przyjechał na Lubelszczyznę żydowski chłopak.
Dziadkowie i matka Mariana Skowrona ukryli go. Tylko on z rodziny przeżył wojnę. Skowronowie starali się dla matki o medal „Sprawiedliwy wśród narodów świata" przyznawany tym, którzy ratowali Żydów przed hitlerowską zagładą. Ale medalu nie przyznano. Ten chłopiec ochrzcił się, co Żydzi uznają za zdradę judaizmu uważanego za nieodłączny element tożsamości żydowskiej - tłumaczy fakt odmowy Marian Skowron. Żydowski chłopiec niedługo został u Skowronów.
Poszedł uczyć się zawodu do młynarza, który traktował go jak syna. Ale ze Skowronami kontaktu nie stracił. Z sześciorga rodzeństwa tylko Marian Skowon został rolnikiem. Uważa, że to nie zawód, lecz powołanie. Jak układać zmienność plonu wiedział już w wieku 17 lat. Skończył zasadniczą szkołę rolniczą, potem technikum rolnicze, żeby podbudować wiedzę praktyczną teorią. Z Lubelszczyzny wyjechał w 1977 r., dostał posadę agronoma w PGR w okolicach Twardogóry. Ale marzyło mu się własne gospodarstwo rolne - kupił je w Słącznie (20 ha, bydło, trzoda chlewna, dorobił się, miał własne maszyny). Nawiązał kontakt z rolnikami z sąsiedztwa, a to już Wielkopolska, gdzie tradycje rolnicze przekazywane są z dziada-pradziada. Przywiązanie do ziemi w Wielkopolsce jest wielkie. - Wielkopolanie są rzetelni; jak jest umówione, to załatwione - wspomina Marian Skowron. O tym, że potrafi rzeźbić, przypomniał sobie w 1998 r. Izrael, Sankt Petersburg, Rzym, Egipt – był w tych wszystkich miejscach, by na własne oczy zobaczyć, jak rzeźbili wielcy. Bo pasja to za mato, trzeba pogłębiać warsztat, tłumaczy. Zaczął pisać wiersze. Wizyty poetów, którzy jeździli na wsie z prelekcjami, żeby nieść w lud kulturę wysoką, nie poszły na marne.
|